niedziela, 15 lutego 2009
"Forum czasami boli"
Ha, wiedziałem, że kolejna przepychanka na forum Gildii tak szybko się nie skończy.
Nie mam czasu, siły i ochoty, żeby znowu szarpać się werbalnie o domniemane różnice między mangą a komiksem, wypatrywać niuansów wyznaczających wirtualną granicę między anime a pozostałymi filmami animowanymi, czy też badać patykiem głębokość argumentów dających podstawę do budowania szuflady dla wszystkich „pseudokomiksowych eksperymentów” .
Nie, nie dam się wkręcić.
* * *
Dobra, nazbierało się trochę zaległości, które wypadałoby nadrobić:
Książki:
„Lód” Dukaja skończony jakiś czas temu, obok „Miast pod skałą” Huberatha to jeden z ze wspanialszych „mózgojebów”, które wymęczyłem w ostatnich latach (a że lubię mieć pod ręką jakąś cegłę, którą spokojnie podczytuję we fragmentach przed snem, to z niecierpliwością czekam na kolejną powieść, niekoniecznie Dukaja, bo zdaje się, że teraz znowu kolej na Huberatha i rozwinięcie cyklu, który lata temu rozpoczął opowiadaniami w „NF” (z genialnymi ilustracjami Gawronkiewicza i przyzwoitymi Janickiego)).
„Ślepowidzenie” Petera Wattsa, fakt, że min. R.Zelazny czy Dukaj przerobili już swoje w bardzo podobnej konwencji, bynajmniej w niczym nie przeszkadza, mocna rzecz i to nie tylko dla wielbicieli hard SF.
„www.1939.com.pl” Marcina Cieszewskiego, a to niespodzianka, bo chociaż historii alternatywnych trochę się już w literaturze uzbierało, to i tym razem warto sięgnąć, kampania wrześniowa, współczesny, nasz, krajowy Samodzielny Batalion Rozpoznawczy (z całą zbieraniną sprzętu, od ruskich Mi 24 po „Rosomaka” i wypasione oporządzenie chłopaków z GROMu), bitwa pod Mokrą, kosmiczne technologie „made in USA”, wątek kryminalny, etc. czyli „superczytadłlo” na jedno popołudnie (a już za chwilę tom drugi, czyli „www.1944.waw.pl” ).
„Nikt” M. Kozak, no i niestety porażka, bo tak jak dwa poprzednie tomy, mimo wtórności fabularnej, broniły się wartką akcją, zwrotami fabularnymi i „swojskim klimatem”, to niestety trzecia odsłona najbardziej przypomina kolejny odcinek „Mody na sukces” (Kto? Z kim? Kiedy? Dlaczego? Po co? ) zmiksowany z uporczywą reklamą butów szturmowych Adidasa (fajne buty, ale bez przesady).
„Gottland” M.Szczygła, czyli rewelacyjna terapia wstrząsowa dla wszystkich, którym wydaje się, że nasi sąsiedzi z południa to piwo, knedliki, Szwejk i zabawny język.
Muzyka:
Jak ktoś jeszcze nie był, to odsyłam do bloga „don’t panic we are from poland”, bo Marceli i spółka robią dobrą robotę (a poza tym Marceli pisze świetne opowiadania i powieści, których niestety nie może jakoś wydać, co smuci mnie o tyle, że zalegam z kilogramem pojechanych ilustracji w szufladzie i głowie).
Playlista z mojego Irivera:
Mars Volta (w końcu skompletowałem wszystkie cztery studyjne LP)
Massive Attack („Mezzanine” i „100th Window”)
Portishead („Dummy”, „Portishead” i „Third”)
Nosowska „N/O”
Silver Rocket „Tesla”
SBB „SBB”
Film:
„Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” (i jest dobrze, i nadal lubię Finchera, chociaż podpadł mi trochę za „Obcego”, szczególnie w kontekście takiego konceptu ).
„Ostatnia Bitwa” („Ji jie hao”), czyli chińczyki robią „Szeregowca Ryana”, batalistyczna miazga, niestety, pary starczyło na pół filmu, ale dla tego pół i tak warto zobaczyć.
„Kukułka” („Kukushka”), nadrobiona zaległość z 2002 roku, współczesna, rosyjska kinematografia w najlepszej formie.
Komiks, czyli co ostatnio wyładowało na półkach (a na co w kraju trzeba będzie sobie jeszcze poczekać):
„Joker” Azzarello/Bermejo, scenariusz niestety zawodzi (to już kolejny raz panie Azzarello!), za to graficznie jest „cud-miód”, bardzo lubiłem to co swego czasu rysował Ostrowski (mimo tych ewidentnych zrzynek i „nawiązań”) a Bermejo jest naprawdę blisko ideału w takiej konwencji graficznej.
„Mome” vol.11 , antologia z Fantagraphics, niezły polski akcent, czyli Tom Kaczyński , sporo amerykańskiego undergroundu, ale na pierwszy plan wybija się Killoffer ze swoją okładką i szorciakiem na 12 stron.
„Transit” T.McKeever, pierwszy tom „dzieł zebranych”, cz-b, pomniejszony format, hc, ale i tak dobrze, bo nareszcie mogę uzupełnić kolekcję dzieł tego pana.
„Nocturnal Conspiracies” David B., wiem, że trochę strzelam sobie w stopę, bo parę miesięcy temu sprowadziłem „Epileptic”, które właśnie zapowiedziało KG, ale na „senne mary-koszmary” trzeba będzie zapewne sporo poczekać po naszemu, więc trenuję sobie język Szekspira (takiej jazdy jak w „NC” to u Davida B. jeszcze nie widziałem, naprawdę zdrowo pokręcone, i to zarówno fabularnie jak i graficznie).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Komiks w przestrzeni galeryjnej (cz. 3)
W nawiązaniu do posta , zaległy materiał z wystawy Druilleta w Angouleme 2023 (tak, na żywo oryginały robią jeszcze większe wrażenie) : ...
-
Ilustracja nie jest komiksem (chociaż czasami komiks była wykorzystywany jako ilustracja). Pojedyncza grafika nie tworzy ciągu narracyjnego...
-
Urodzony w 1832 roku Gustave Dore (Paul Gustave Louis Christophe Doré) rozpoczął swoją karierę w wieku 15 lat, początkowo jako prasowy kar...
-
Czytałem ostatnio chłopakom „Trzynaste piórko Eufemii” i tak się zastanawiałem, że jak to tak, że Rosiński, Papcio Chmiel, Polch i Christa ...
4 komentarze:
nie no, co masz do obcego Finczerowego? moja ulubiona część. ślady tego konceptu nawet jakieś zostały w końcowym produkcie. wiedząc (już teraz) jak bardzo wynik zmagań filmowców z materią jest dziełem przypadku powiedziałbym, że nawet całkiem spore.
mnie to podpadł Jeunet swoim alienem (zacznijmy od tego, że za poroniony uważam pomysł robienia czwartej części).
a w ogóle wszystkiego najlepszego (spóźnione o 5 minut)
The Mars Volta jest zabójcza. Zarówno w odbiorze, jak i dal samej koncepcji szablonu rocka. Zwrotka, refren, zwrotka, refren, łącznik, refren. Zacierają ścieżkę wyznaczoną kilkadziesiąt lat temu. Dowodem jest również tępo jakie prezentują na ostatniej płycie. TMV są rewelacyjni. Chociaż uważam, że ich szczytem była płyta druga: "Fracise the mute". Polecam również solowe projekty Omara Rodrigeza-Lopeza (gitarzysty The Mars Volta). Są tam perełki jak np. "Se Dice Bisonte, No Bufalo".
-"Adler", z "obcym" Finchera to ja mam tak, ze do dzisiaj lubie sobie, od czasu do czasu, wygolic leb na zero ("fryzury" i "kostiumy" w tym filmie zafascynowaly mnie od pierwszego spojrzenia), to dobry film jest, jednak, z czysto emocjonalnych wzgledow, moj ranking to 2, 4, 1 i 3 (Jeunet przegrywa u mnie z Cameronem jedynie ze wzgledu na bzdurna postac "syna Ripley"), ale ja jestem popieprzony, wiec sie nie przejmuj.
-"Vincent", caly klopot polega na tym, ze ja slucham jedynie tego co legalnie sobie kupilem, wiec Rodríguez-Lopez musi sobie jeszcze poczekac (podobnie jak kapele "At the Drive-In" i "De Facto").
Jeśli "Ślepowidzenie" i Uczta Wyobraźni, to polecam również "Accelerando" Charlesa Strossa. Momentami daje po czerepie.
Prześlij komentarz