piątek, 26 października 2012

Tajemnice alkowy, czyli dlaczego mem "plecy konia" bywa śmieszny? (cz. 2)

Fotografia to oczywiście świetne narzędzie wspomagające pracę rysownika, ale co z sytuacjami, w których trzeba działać na wymyślonych postaciach, w równie wymyślonych pozach i specyficznej scenografii?
Podstawową pomocą są oczywiście drewniane modele:



Są tanie, ogólnodostępne, nie męczą się i jest wśród nich koń.
Ponieważ mamy jednak XXI wiek, to wypadałoby pracować na obiektach 3D, najlepiej gotowych i darmowych.
I tutaj z pomocą przychodzą twórcom takie strony jak np. Posemaniacs, dwa kliknięcia i już, gotowe, setki postaci w różnorodnych postawach, dynamiczne, statyczne, obrotowe, w skrótach perspektywicznych etc. do tego dłonie, głowy, stopy, wszystko za darmo i legalne, nic tylko rozkomponować sobie na kadry i rysować.
Ten gotowiec w połączeniu z fotografiami, właściwie załatwia większość pracy na światowym rynku komiksowego manistreamu. Chociaż nie tak do końca, bo przecież postacie trzeba jeszcze po drodze ubrać (przynajmniej w lateks), uwzględnić światłocień, rysy i cechy charakterystyczne danej postaci itd.
W przypadku amerykańskiego mainsteramu to żaden problem, większość z tych elemetów jest już od dawna narysowana na tysiącach stron komiksów, istnieją odgórne wytyczne odnośnie każdej postaci itp.itd. zupełnie jak w fabryce, planowanie, matryca i linia produkcyjna od storyboardu, przez szkic, tusz, kolor, dymki i wpisanie tekstów.
A co z sytuacjami, kiedy trzeba wykreować postać od zera?
No cóż, jeśli twórca jest zawodowcem to kwota w przedziale od 250$ do 500$ raczej nie powinna stanowić dla niego problemu, wyciąga kartę kredytową, płaci i proszę bardzo, kupuje sobie takie coś jak np. Poser.
Oczywiście, twórca ambitniejszy, pełen wiary w swoje zdolności i umiejętności, walczy z materią bez takich "pomocy naukowych". Pytanie tylko, czy musi?
Zapewne czasami tak, chociaż coraz ciężej mu konkurować na rynku z rzemieślnikami, którzy opanowali rysunek w stopniu wystarczającym do masowego produkowania "ładnych komiksów".

Postrzeganie komputerów, oprogramowania, projektowania i gotowców w 3D, możliwości planowania rysunków za pomocą uprzednio przygotowanych obiektów i zdjęć jako "zła wcielonego w czystej postaci" to zdecydowanie droga na myślowe skróty. Sensownie użyta technologia znacząco ułatwia i przyśpiesza proces twórczy, bez skazywania się na unifikację. To nie sztanca, na podstawie której wszyscy muszą tak samo i to samo rysować, a jedynie dodatkowe narzędzia, z pomocą których można (ale przecież nie trzeba) realizować dowolne projekty.
Myślę, że doskonałą ilustracją "skoku technologicznego" może być uświadomienie sobie jak wyglądał (i czasami wciąż jeszcze wygląda) proces przygotowania do realizacji albumu komiksowego, np. w wykonaniu Bourgeona :
fotografie referencyjne


projekty ubrań

postaci


budowanie makiet obiektów






rysowanie schematów


rzutowanie obiektów


projektowanie głów postaci



wyszukiwanie materiałów źródłowych


kompletne lalki całych postaci

Nieoceniony ogrom włożonej pracy, której efekt to czasami jeden kadr albo plansza, skomentowana "przecież to się tylko ogląda, a jak już nawet czyta, to i tak znacznie szybciej niż książkę"... ech




wtorek, 23 października 2012

"Obrazki we mgle"

Jak to jest "zrealizować symultanicznie dwie wystawy w jednym mieście" musicie zapytać Grzegorza Pawlaka. Komiks z antologii gliwickiej "Niczego sobie", który GiP zrobił z Danielem Gizickim zamyka właśnie cykl wielkoformatowych prezentacji przed Czytelnią Sztuki (oddział muzeum miejskiego w Willi Caro).



Cykl wystaw został zauważony "na mieście" (praktycznie nie ma tygodnia, żeby ktoś ze znajomych nie pytał się "o co kaman?"), podobno pojawiały się również zorganizowane wycieczki, robiące sesje zdjęciowe (zaobserwowano grupy Japończyków i Niemców), antologia praktycznie już jest wyprzedana (ostatnie egz. są jeszcze w niektórych księgarniach komiksowych i Daniel Gizicki przygarnął resztkę nakładu do księgarni stacjonarnej w Gliwicach).
Oczywiście wciąż pojawiają się kolejne "Niczego sobie torby" , które są chyba ostatnim (ale bardzo popularnym) elementem całej akcji.

Foto: materiały prasowe organizatora
W myśl zasady "coś się kończy, coś się zaczyna" zaczynamy powoli robić szum wokół kolejnej, tym razem "stricte śląskiej" antologii (więcej szczegółów wkrótce). Na początek pojawiła się zapowiedź i prezentacja jednego komiksu ("Kiedy domy śnią") w katowickim magazynie "KTW".






http://d.naszemiasto.pl/k/r/54/d8/4fcddc377a021_o.jpg
Do tego dochodzi "oswajanie potencjalnych czytelników z komiksikami", czyli np. kolejna wystawa w przestrzeni miejskiej. Tym razem na ścianach pod kolejowym wiaduktem (tak, wśród moich znajomych już krąży mem "turek wisi pod mostem") zrealizowaliśmy wraz z GiPem cykl parakomiksowych grafik na zlecenie centrum handlowego "Forum", które przy współpracy min. z TVN prowadzi akcje "Happy New York".
23 duże bilbordy (z czego zawisło 21, bo dwa były "na zapas")), z mojej strony jakieś 120 dodatkowych roboczogodzin tuż przed MFK (Grzegorz też zdaje się trochę "flaków sobie wypruł") i w efekcie sporo niezłych (chyba?) wielkoformatowych grafik, które dumnie się prezentują w jednym z najbardziej ruchliwych miejsc w mieście. Wystawa powisi sobie dłuższą chwilę, a zatem, jeśli ktoś zahaczy przypadkiem o Gliwice, to serdecznie zapraszam (przysłowiowy "rzut beretem" od dworca PKP).






















Podsumowanie czasu pandemii (2021)

Kolejny rok czasu apokalipsy nie wnosi większych zmian w strukturze wydawniczej na naszym rynku. Łączna ilość komiksów wydanych w kraju to 1...