wtorek, 9 kwietnia 2024

Przypadek szczególny

 Ilustracja nie jest komiksem (chociaż czasami komiks była wykorzystywany jako ilustracja). Pojedyncza grafika nie tworzy ciągu narracyjnego/sekwencji, jej zadaniem jest uzupełnić tekst, zwizualizować dla czytelnika wybrany fragment tekstu, dopowiedzieć a nie opowiedzieć historię.

O ile wielu twórców komiksów bez problemu odnajduje się w ilustracji (wiadomo, to w końcu dla nich tylko jeden kadr), o tyle ilustratorzy, nawet ci najwybitniejsi, niekoniecznie odnajdują się w komiksie.

Kilka lat temu snułem tego typu rozważania wobec Szymona Kobylińskiego, który, będąc genialnym i bardzo elastycznym  rysownikiem, w zderzeniu z komiksem popadał w specyficznym schemat uproszczenia, redukował kreskę, nie zawracał sobie głowy kompozycją planszy etc. W efekcie większość jego komiksów ma się nijak to tego co prezentował jako grafik i ilustrator i gdyby rozważać jego wpływ na rodzime komiksy, to pod uwagę wypadałby brać jedynie ten, ilustracyjny element jego twórczości.

Pozornie podobny problem dotyczy jednego z najbardziej wpływowych i dosyć powszechnie rozpoznawalnych ilustratorów zza oceanu.



Urodzony w 1914 roku Virgil Finlay jest uznawany za jednego z najważniejszych twórców amerykańskiej złotej ery pulpowych magazynów SF-F. W ciągu 35 lat swojej aktywności zawodowej wykonał ponad 2600 okładek i ilustracji m.in. do takich magazynów jak "Amazing Stories", "Weird Tales, "The American Weekly" czy "Science Fantasy Correspondent". 



Podczas wojny służył na Pacyfiku, oczywiście w strukturach "propagandowych", tworząc ilustracje i plakaty o tematyce batalistyczno-patriotycznej. A po jej zakończeniu powrócił na łamy swoich ulubionych magazynów, by pod koniec lat pięćdziesiątych zmienić odrobinę profil swojej twórczości i podjąć współpracę w magazynach zajmujących się astrologią.



W 1953 roku zdobył nagrodę Hugo na jej pierwszym rozdaniu w ramach Worlconu. W 1996 przyznano mu pośmiertnie Retro Hugo dla najlepszego artysty lat czterdziestych.



O ile jako ilustrator był powszechnie znany i doceniany, o tyle jego twórczość stricte komiksowa raczej nie przebiła się do szerszej publiczności. 



Od 1946 roku współpracował na polu komiksowym z wydawnictwem DC (w ramach imprintu Real Fact Comics) i chociaż ówczesny format tych publikacji był mocno ograniczony i pulpowy, to udało mu się przemycić na planszach  sporo swojego drobiazgowego stylu i precyzyjnej kreski. Czuł komiks, ale ograniczenia ze strony wydawnictwa nie pozwoliły mu nigdy rozwinąć szerzej skrzydeł w tym gatunku.



Finlay zmarł w 1971 roku, po dwóch latach walki z nowotworem, a jego twórczość byłaby dzisiaj jedynie fascynującą retro-ciekawostką, gdyby nie... no właśnie. Gdyby nie fakt, że jego dokonania na polu ilustracji wpadły w oko kilku europejskim twórcom komiksów, którzy właśnie wtedy rozkręcali tzw. francuską nową falę komiksu.



Jeśli zastanawiacie się, skąd Moebius brał inspiracje do "Arzaka" i "Garażu Hermetycznego", jeśli intryguje was, co spowodowało, że Caza odszedł od pop-artowskiej konwencji swoich pierwszych komiksów i skupił się na wycyzelowanych krótkich formach i kto wpłynął na wczesne prace Manary i Schuitena, to wystarczy szybki rzut oka na kilka ilustracji Finleya i wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce.



Virgil Finlay nigdy nie przebił się szerzej ze swoimi komiksami, ale jego ilustracje stały się mocnym fundamentem dla całej rzeszy czołowych europejskich komiksowych klasyków. 


Kilka krótkich form komiksowych Finleya, publikowanych na łamach DC Real Fact Comics:

Brak komentarzy:

Przypadek szczególny

 Ilustracja nie jest komiksem (chociaż czasami komiks była wykorzystywany jako ilustracja). Pojedyncza grafika nie tworzy ciągu narracyjnego...