Na 22 stronach komiksu, zwięźle, ale jednocześnie dosyć wiernie Andrzejewski przedstawił historię podróży do krainy Morloków i Eloji, jednak jego styl, który dzisiaj jest całkowicie akceptowalny, dla ówczesnych czytelników mógł wydawać się zbyt awangardowy.
W ramach ciekawostek warto zauważyć, że w "Wehikule" pojawia się biologiczny protoplasta "cybernetycznego kolosa" ["Tam gdzie słońce zachodzi na seledynowo"].
W kolejnym, czwartym numerze "Alfy", Andrzejewski kontynuuje swoją przygodę z Wellsem [w opr. J. Milczarka], tym razem sięgając po "Wojnę Światów" [20 stron].
Sposób kompozycji planszy i charakterystyczne elementy graficzne, ponownie przywodzą na myśl Druilleta, jednak widać, że Andrzejewski ma doskonały warsztat i zdecydowanie bardziej kreatywne podejście do twórczości protoplasty, niż wielu zachodnich [cenionych!] epigonów, którzy najczęściej biernie kopiowali kompozycje całych plansz Druilleta.
Ostatnim i jednocześnie najbardziej znanym komiksem Andrzejewskiego jest "Tam gdzie słońce zachodzi na seledynowo" do scenariusza S.Weinfelda.
Ta krótka [7 stron] forma pojawiła się najpierw na łamach "Relaxu", a później w antologii "Bambi", i jakimś cudem, w odróżnieniu od jego wcześniejszych komiksów, znalazła uznanie w oczach zarówno ówczesnych, jak i wielu współczesnych czytelników.
Dla czytelników komiksów Andrzejewski właściwie znika po tej publikacji, jednak wielbiciele fantastyki, mniej lub bardziej świadomie mieli kontakt z jego twórczością przez kolejne lata, bowiem od 1978 roku zajął się on tworzeniem okładek dla serii "Fantazja-Przygoda-Rozrywka" [czyli słynna "seria z dżdżownicą"] publikowanej przez KAW.
Oczywiście twórczość Waldemara Andrzejewskiego nie ograniczała się do komiksów i fantastyki, przede wszystkim był on uznanym ilustratorem, mającym na swoim koncie takie publikacje jak "Król Maciuś Pierwszy" Korczaka.
Warto zauważyć, że Andrzejewski nie ograniczał się do jednego, wypracowanego stylu, ale cały czas eksperymentował, dzięki czemu w jego portfolio, obok bogatych, gęstych ilustracji można natrafić na takie perełki jak minimalistyczne okładki "Nocnego lotu" czy kultowa wersja "Malowanego Ptaka".
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Otóż w 1989 roku, w ramach wymiany polskiej waluty, Andrzejewski zrealizował projekt banknotów NBP, który niestety nie wszedl do obiegu [słabe zabiezpieczenia] i pozostaje ciekawostką numizmatyczną.
32 komentarze:
Rewelacyjny tekst, dzięki! W sumie wychodzi, że Andrzejewski był tym lepszy, im dalej mu było do Druilleta. Odwrotnie niż Polch (im bliżej do Gillona, tym lepiej)
Ja jako dzieciak uwielbiałem te komiksy Andrzejewskiego z Alfy, tym bardziej, że nie miałem dostępu do komiksów Druilleta. Więc w zastępstwie oglądałem komiksy Andrzejewskiego. I już 25 lat temu jego styl był dla mnie całkowicie akceptowalny (widać jako 12-latek byłem bardziej tolerancyjny jeśli chodzi o akceptowanie bardziej oryginalnego stylu czy kadrowania). A teraz napiszę coś "kontrowersyjnego" - może i Andrzejewski naśladował Druilleta, ale stawiam jego komiksy wyżej od francuskiego mistrza. Dlaczego ? Bo Druillet może i był kiedyś awangardą i oryginalnym artystą, ale jego komiksów obecnie nie da się czytać. A do komiksów Andrzejewskiego wracam wielokrotnie. Po za tym czytałem kilka komiksowych adaptacji klasyki Wellsa i te zrobione przez Andrzejewskiego uważam za najlepsze.
Bez przesady, tolerancyjny Anonimie. Jak sam słusznie napisałeś, to Druillet był eksperymentatorem, a Andrzejewski tylko naśladowcą eksperymentatora :)
Bardzo ciekawy tekst. Także w kontekście niekomiksowej twórczości Andrzejewskiego. Wielka szkoda, że jego stylistyka wywołała tyle zbędnej niechęci. Gdyby nie to być może w "Alfie 5" doczekalibyśmy się adaptacji "Pierwszych Ludzi na Księżycu", "Alfie 6" "Wyspy doktora Moreau" (lub "Pokarmu bogów"), a w "Siódemce" "Ludzi jak bogów". No trudno. To se ne vrati.
No właśnie, a czy mamy jakiś dowód na to, że "jego stylistyka wywołała tyle zbędnej niechęci"? Czy to tylko taka luźna i niepoparta niczym interpretacja? Bo np. ilość publikacji Andrzejewskiego raczej nie potwierdza tej tezy.
Spotkalem sie z negatywnymi opiniami o komiksach Andrzejewskiego w latach 90-tych, czyli duzo pozniej, jaki byl odbior w latach 70-80 tych moge jedynie domniemywac. Faktem jednak jest, ze Andrzejewski wycofal sie dosyc szybko z komiksow, co dziwi o tyle, ze sposobnosci do publikacji bylo sporo.
W sumie najbardziej interesuje mnie kwestia, ktora poruszalem juz kilkukrotnie, czyli skokowa zmiana jakosci i sposobu tworzenia komiksow przez wiekszosc owczesnych krajowych autorow w polowie lat 70tych.
Fajnie by bylo dowiedziec sie, jak zachodnie komiksy w ilosciach hurtowych pojawily sie w ich rekach i jak wygladal "podzial inspiracji".
Znajac jednak drazliwosc naszych klasykow, obawiam sie, ze ta kwestia nie zostanie nigdy poruszona i wyjasniona.
Szarlota Pawel nigdy nie bała się mówić o stertach komiksów leżących w redakcji ŚM. Podobno przychodziły do Polski od wydawcy Vaillanta, czyli wtedy już Pifa.
A wracając do jednorazowych klasyków, to parę lat temu gadaliśmy na ten temat. Wielu z nich tylko flirtowało z komiksem i szybko się z tego wycofywało. Zapewne podobnie było z Andrzejewskim.
W przypadku Andrzejewskiego ten "flirt z komiksem" zaowocowal lacznie 48 stronami komiksow i dlugotrwala zmiana estetyki (okladki SF sa bardzo "druillietowskie"), moim zdaniem doskonale sprawdzal sie jako komiksiarz i dlatego dziwie sie, ze tak szybko odpuscil.
A kwestia inspiracji interesuje mnie zarowno jako czytelnika jak i rysownika.
Lubie wiedziec i podpatrywac co i z czego wynika, stosy komiksow w redakcji SM cos tam tlumacza, ale z drugiej strony te inspiracje sa cholernie precyzyjne i wynikaja z uwaznego studiowania pierwowzorow, czyli tych materialow musialo byc naprawde sporo.
Kurcze, świetne prace, a ja nawet o gościu nie słyszałem, dzięki za fajnego posta!
Z Węgrami widać było podobnie, bo styl Attilii Fazekasa jakoś podejrzanie przypomina (przynajmniej mi) wczesnego "Blueberry'ego" (zachody słońca etc.). Z kolei publikowany w "Krakersie" nr 42 Serban Andreescu (autor z Rumunii) też chyba natrafił na stertę "Pifów". Choć niekoniecznie w redakcji "Świata Młodych". Czyli dla Demoludów być może był to standard.
Mnie najbardziej fascynuje ta "skokowa ewolucja", ktora mozna zauwazyc u naszych klasykow. Rosinski ze "Zbika" czy "Pilota smiglowca" zestawiony z jego komiksami z Relaxu (wplyw Girauda/Moebiusa jest najwyrazniejszy wlasnie w szorciakach z Relaxu i Alfy), Polch to samo (wiadomo, Gillon, ale nie tylko), Baranowski "odkrywajacy"
Pioveta, Szyszko w szczytowej formie jest tak blisko Palaciosa ("Mac Coy") jak malo ktory zachodni epigon, Christe Kapral juz wystarczajaco rozebral na czesci pierwsze, itd. itp.
Z jednej strony podziwiam jakosc tego co zrobili nasi (wlasciwie we wszystkich przypadkach jest to tworcze rozwiniecie inspiracji), jednak z drugiej jestem zwyczajnie wkurzony.
Wkurzony tym wbijaniem do glowy, jacy sa oryginalni i zajebisci, ze mlodsze pokolenie nie jest nawet ich cieniem, ze po upadku komuny zaden nowy rysownik nie zrobil nic co by im dorownywalo etc.
Conajmniej jedno-dwa pokolenia wyrosly (i wciaz trwaja) w takim przekonaniu.
Od paru lat interesuję się komiksem w demoludach. Mam sporo książek na ten temat i to co poniżej napiszę nie jest moją spekulacją. Otóż wszędzie było tak samo, bo wszędzie jedynym dostępnym komiksem zachodnim był Vaillant, a potem Pif. Tak pogardzana przez wszystkich Rumunia miała najlepszy komiks z całego bloku wschodniego, bo redakcja Vaillanta (osobiście sam Arnal) organizowała w Rumunii konkursy dla rysowników i najlepszych ściągała do siebie. Tak karierę zrobił m.in. Mircea Arapu, który przejął duszka Arthura po Cezardzie. Rumuni nie mają bariery językowej, Vaillant i Pif ukazywał się tam regularnie od początku do samego końca.
Na Węgrzech wszyscy rysownicy Horvatha wzorowali się na Vaillancie, a głównie na Poivecie, Gillonie i Foreście. Węgier Attila Dargay (Vuk) rżnął z Cezarda, podobnie jak genialna Rumunka Livia Rusz oraz Bułgarzy Valentin Angelov i Venalin Verbanov.
Natomiast tak uwielbiany przez Czechów Kaja Saudek zaczął karierę od tego, że niemal przerysował komiks "Rahan" Andre Chereta (też z Vaillanta) i opublikował go jako "Lup, Up & Ina". Sprawa się rypła w 1974, kiedy to w czeskiej pionierskiej gazetce ukazał się oryginalny "Rahan", ale kreska Saudkowi już została.
Najgorzej sprawa wyglądała w NRD, bo tam Vaillant nie docierał, ale za to przez całą komunę ukazywały się jedyne w demoludach regularne zeszyty komiksowe "Mosaik". Wychodzą zresztą do dziś. Ot, paradoks.
A jeśli już jesteśmy przy naszych młodych komiksiarzach, którzy z nikogo nigdy nie rżnęli i w ogóle nie widzieli żadnego komiksu zachodniego, to nie zdziwiłbym się wcale, gdyby "Blaki" okazał się polskim klonem "Wampira" Joanna Sfara, a nie żadnym "wiecznie zamyślonym małym człowieczkiem" jak utrzymuje Skutnik.
Akurat z "mlodszym pokoleniem" nie widze takiego problemu, bo praktycznie kazdy przyznaje sie do swoich fascynacji i nie udaje, ze wymyslil kolo.
Skutnik od zawsze mowi o Jasonie i deCrecym, Janicki nie ukrywa inspiracji McMahonem, Gawronkiewicz konsekwentnie rozwija swoj styl, wywodzacy sie w prostej lini z miksu Moebiusa i Bilala z amerykanskimi klasykami, Truscinski co chwile wprowadza u siebi modyfikacje, w zaleznosci id tego, co go
w danym momencie fascynuje (Sienkiewicz,
Toppi).
To normalna sytuacja i naturalny cykl rozwoju, i dlatego nie rozumiem, dlaczego tak wielu klasykow wypiera sie zrodel inspiracji.
Nie mam jednak problemu z tym "wyparciem", zdecydowanie bardziej wkurza mnie zaslepienie czytelnikow (sorry, ale nawet obecnie, 25 lat po upadku komuny, trafiam na hejterskie teksty, o tym jakje dzisiaj wtorne plewy powstaja, a kiedys to hoho, wszystko bylo superoryginalne i unikatowe). I to nie sa jednostkowe opinie kilku tetrykow.
Dodajmy Ostrowskiego, który kopiuje Mignolę. A Ty Marek z kogo jedziesz?
No dobra, a teraz na serio. Skoro wiesz, że wszyscy, i starzy i młodzi, z kogoś rżną, to o co Ci właściwie idzie? Kto niby temu zaprzecza? Chyba tylko jakieś nieuki, którym nie chce się zajrzeć do źródeł. Na a co Cię obchodzą nieuki? Nie zniżaj się do ich poziomu, nie czytaj co za głupoty wypisują i skończ wreszcie tę swoją krucjatę przeciw PRL-owskim komiksiarzom.
I jeszcze jeden drobiazg. Nie rozumiem dlaczego przeszkadza Ci, że Baranowski jechał z Poiriera (nie z Poiveta), a Polch z Gillona i równocześnie wychwalasz Andrzejewskiego za to, że na bezczela kopiował Druilleta??? Przecież żaden się nie przyznał.
Czyżby jednym było wolno, a innym nie? Sorry, Marek, ale logiki w tym nie ma za grosz. Tzn. pewnie jakaś jest :)
Ja? Ja podaje zrodla inspiracji na okladkach swoich albumow :)
I nie mam problemu z tym, kto i na kim sie wzoruje, ba, uwazam, ze np. Baranowski doskonale rozwinal konwencje graficzna Poiriera (sory, wiem, oczywiscie, ze nie Poiveta), ze Polch w najlepszym okresie doprowadzil do perfekcji to co Gillon zaledwie naszkicowal itd. itp.
Przeciez to naturalny element cyklu tworczego, Moebius, Bilal, Andreas, Sienkiewicz i cala reszta tez nie wzieli sie z prozni, tylko rozwineli swoje style bazujac na wczesniejszych mistrzach.
Wkurza mnie cos innego.
Po pierwsze, syndrom wyparcia u wielu klasykow.
Po drugie, podejscie niektorych (bo na szczescie nie wszystkich) klasykow do mlodszych tworcow (bezczelnie wspomne tutaj o ostatniej akcji Papcia Chmiela).
Po trzecie, myslalem, ze problem z nowszymi generacjami tworcow dotyczy starszych czytelnikow, ale ostatnio trafilem na kilka dyskusji, w ktorych cale tabuny mlodych ludzi opowiadaly sobie o unikatowosci tworcow starszej generacji i braku ich nastepcow (ze niby teraz tylko artystyczno-awangardowe pitu-pitu).
Juz mi naprawde rece opadaju, szczegolnie, ze tej "awangardy" jest tyle w polskim komiksie co kot naplakal, komercyjne projekty sa skutecznie torpedowane przez obojetnosc samych czytelnikow, a poziom zorientowania w rodzimym rynku wsrod pasjonatow maleje zamiast rosnac, i to mimo sporych, ogolnodostepnych informacji o rynku wydawniczym i tworczym.
Turucorp: "(bezczelnie wspomne tutaj o ostatniej akcji Papcia Chmiela)."
Sori, ale nie jestem w temacie. O co chodzi?
Ależ Turu, przecież starzy mistrzowie naprawdę nie mają następców. Pokaż mi kogokolwiek z młodego pokolenia, który byłby równie kultowy, popularny, rozpoznawalny jak Christa, Papcio, Rosiński czy Polch. Podaj mi jedno jedyne nazwisko. I nie wypisuj mi tutaj o powodach tej sytuacji, tylko wczuj się w przeciętnego zjadacza komiksów, którego takie rzeczy kompletnie nie interesują. Taki ktoś zna wszystkich ww. klasyków i ani jednego tzw. "młodego". Takie są fakty. Zamierzasz się na nie obrażać?
@Przemyslaw:
http://www.tytusromekiatomek.pl
@Kapralu, ja sie nie obrazam, ale caly czas, nieustajaco, zamierzam sie wkurzac i nakrecac.
Bo cholernie dobrze wiem, ilu swietnych rysownikow dalo sobie spokoj z komiksami, ile inicjatyw, wysilku i kasy poszlo "na marne".
Mam swiadomosc, ze dzieki komunie mamy taka a nie inna sytuacje rynkowa, ale rownoczesnie nie mam zamiaru przechodzic do porzadku dziennego nad tym, ze obecna sytuacja moze sie zmienic tylko i wylacznie dzieki czytelnikom.
Ale tak dlugo, jak wiekszosc z nich bedzie miala wywalone na wspolczesny komiks, nie zmieni sie nic.
turucorp pisze...
Bo cholernie dobrze wiem, ilu swietnych rysownikow dalo sobie spokoj z komiksami(...)Mam swiadomosc, ze dzieki komunie mamy taka a nie inna sytuacje rynkowa, ale rownoczesnie nie mam zamiaru przechodzic do porzadku dziennego nad tym, ze obecna sytuacja moze sie zmienic tylko i wylacznie dzieki czytelnikom.
Ale tak dlugo, jak wiekszosc z nich bedzie miala wywalone na wspolczesny komiks, nie zmieni sie nic.
Drogi Marku,
nie piszę tego, żeby Cię wkurzać, ale cały czas uważam, że w tym chwaleniu klasyków i "niedocenianiu" młodych jest trochę racji. Po prostu dawni mistrzowie nie mają "następców", tak jak to się dzieje np. w komiksie frankofońskim. Pisząc następców nie mam na myśli epigonów rysujących kolejne Żbiki czy Piloty Śmigłowca - raczej kolejne pokolenia rysowników którzy powinni kontynuować i rozwijać tradycje naszych klasyków. Chyba zgodzisz się i przyznasz, że ciągłość "polskiej szkoły komiksu" w pewnym momencie została przerwana. I to nie dzięki "komunie" mamy taką sytuację, tylko po prostu czasy się zmieniły i nic już nie będzie takie jak wcześniej, szczególnie w branży komiksowej. Również na zagranicznych rynkach złota era komiksu minęła...
Tak przy okazji przypomniała mi się "teoria następców" (zdaje się T. Kołodziejczaka o ile dobrze pamiętam) z ok. 2002 r. W jego przekonaniu R. Skarżycki i T. Leśniak mieli być następcami Christy, T. Piątkowski i R. Adler M. Parowskiego, J. Rodka i B. Polcha, a M. Śledziński Papcia Chmiela. Jeśli nawet ta teoria była po części słuszna to się trochę towarzystwo wykruszyło. Tyle że pojawiło się jednak paru nowych (np. Oleksicki, który zdaje się szykuje spory projekt) i chyba wbrew pozorom na naszym rynku nie jest tak źle.
W 2002 to bylo juz troche za pozno zeby szukac nastepcow. Naturalnymi kontynuatorami byli tworcy gotowi do pracy, juz uksztaltowani w latach 90-tych.
Jezierski, Kiełbus, Ogaza, Ozga, ekipa z Bydgoszczy, s.p. Sławek Wróblewski, Gawronkiewicz itp.
Niestety, akurat wtedy wszystko sie zesralo, a pozniej bylo juz za pozno, dla zbyt wielu czytelnikow nowe pokolenia autorow (a jest juz ich kilka) wlasciwie sa niezauwazalne, zbyt wiele wysilku musieliby wlozyc w zapoznawanie sie z ich tworczoscia, a przeciez o wiele latwiej i przyjemniej jest zakupic kolejna reedycje "Tytusa", "Thorgala" czy "KiK", a cala reszte zwyzywac od pseudoartystycznych frajerow, nie wnikajac kto i co teraz robi.
BTW Widze, ze akcja Papcia Chmiela nabiera rozpedu, jakies listy otwarte sie na fejsie pojawily O_o
Zenujaco to wypada w zestawieniu chociazby z podejsciem Larsena.
Dokładnie o to mi chodziło - początek lat 90-tych to pierwsze post-peerelowskie pokolenie naszych rysowników. I mimo, że powstało wtedy kilku bohaterów(Kic Przystojniak, Jeż Jerzy), którzy mogli (i powinni być) tym dla tamtego pokolenia czytelników co bohaterowie komiksów z PRL-u dla poprzednich pokoleń to wszystko się posypało. Zabrakło kontynuacji. Dla czytelników początek tego wieku to zamierzchła historia a co dopiero lata 90-te.
A z tym "Tytusem" to ktoś powinien wytłumaczyć Papciowi Chmielowi, że to nie żadna podróbka tylko żart. Przecież Chmielewski to twórca i inteligentny człowiek, więc chyba wie co to pastisz i parodia.
Z tego co ja widze na fejsie, to Papcio, oprocz parodii Tytusa, odkryl wlasnie "Przygody Powstania Warszawskiego" i rozsyla note protestacyjna w imieniu kombatantow, ze obraza ich okreslenie "przygoda" w kontekscie PW.
Czekam az odkryje "Tyfusa, Homka i Erotomka".
Naprawdę Marek, odczep się od Papcia. Nie złapałeś go na zżynaniu, to chociaż tak mu chcesz dowalić? To już jest żenada.
Meh, taki zuczek jak ja to moze sobie dowalic dodatkowa lyzeczke kawy z rana, a nie Papciowi.
Po prostu kontestuje sytuacje, ktora wlasciwie nie powinna miec miejsca (z calym szacunkiem)
Dla Papcia Powstanie Warszawskie to jest kawał jego życia (zapewne najważniejszy), a dla Michała Rzecznika temat do zwykłego wygłupu. No to połóż sobie teraz te dwie rzeczy na szali i będziesz wiedział jakie stanowisko zająć.
Od lat muzeum PW wydaje antologie komiksow, pojawiaja sie tam naprawde rozne rzeczy, lacznie z transformersami, i to jest OK, bo jest pod patronatem.
Sama postac Tytusa przezywa rozne przygody na pograniczu parodii, i to tez jest OK, bo to Tytus.
Chlopaki robia "Przygody PW", komiks cholernie sensownie, bez przegiec grajacy z tematem PW, nie przekraczaja w nim granic szacunku dla powstancow (moim zdaniem), lamia jedynie schemat nadecia.
I przez lata nikomu to nie przeszkadza.
Problem pojawia sie, kiedy do sprzedazy trafiaja plansze z parodia Tytusa.
Co mam polozyc na szali?
Szacunek dla kombatantow czy dbalosc o wlasny interes?
A, zeby nie bylo, z tego co ja widze problem nie lezy po stronie Papcia (ma swoje lata, moze podchodzic do tematu bardzo emocjonalnie), jednak osoby, ktore zajmuja sie Jego "komunikacja zewnetrzna" powinny wykazywac bardziej opanowane podejscie. Cos tu zawiodlo.
Pamiętam, że w Tyfusie, Homku i Erotomku była notka skierowana imiennie do Chmielewskiego, w której autorzy komiksu mieli nawet nadzieję, że ich dzieło trafi do jego rąk i liczyli na poczucie humoru Papcia. Kiedy to czytałem, sam się zastanawiałem czy akurat takie poczucie humoru jakie reprezentował Tyfus mogłoby "rozbawić" Papcia Chmiela. Może powinni byli od razu wysłać Chmielewskiemu jeden egzemplarz w prezencie ?
A co do zżynania może nikt Papcia nie przyłapał, ale jakieś "inspiracje" na pewno by się znalazły. Oczywiście - takie mniejsze lub większe "inspiracje" z zagranicznych komiksów, w żaden sposób nie umniejszają w moich oczach żadnego z naszych klasyków.
Bardzo ciekawy tekst i ciekawa dyskusja pod nim.
Odnośnie wypowiedzi o komiksie środkowo-europejskim to bardzo interesują mnie te sprawy. Mam nadzieję, że pojawi się więcej tekstów o komiksie czeskim, węgierskim, rumuńskim, bułgarskim( ten ostatni jako jedyny z regionu został pominięty zarówno w "Komiksie za żelazną kurtyną" jak i w 11 numerze Zeszytów Komiksowych).
Witam, Czy masz jeszcze WSK na sprzedaż? jakby co daj znać prosze mój mail civicsi@wp.pl, pisałem do ciebie na polskajazda.pl
Prześlij komentarz