
Jestem przyzwyczajony do "Polski w budowie", ba, w miarę regularnie obcuję z dziurą w ziemi, która udaje tymczasowo katowicki dworzec, jednak całkowity brak dworca we Wrocławiu, zdołał mnie zaskoczyć. Zafoliowane konstrukcje dachów nad peronami, przyprawiające o atak klaustrofobii "tunele ewakuacyjne" i niesamowita "ściana płaczu" z rozkładem jazdy, przed którą rytmicznie kiwa się tłum podróżnych, a do tego uczucie kompletnego zagubienia po opuszczeni "strefy dworcowej".

W Przejściu Garncarskim szczęśliwie trafiam na głównodowodzącą "Komiksofonem" Agnieszkę Jamroszczak, która kieruje mnie w stronę, dyskretnie zamaskowanego, wejścia do "Puzzli". Wchodzimy i kolejny (przestałem juz liczyć, który) szok, w okresie wakacyjnym ktoś wpadł na genialny pomysł i ścianę, na której wyświetlane były "komiksofonowe" prezentacje, pokrył nieznanym mi rodzajem kamuflażu?

Test obrazu, kolory u Sebastiana niebezpiecznie przypominają niemiecki "flecktarn", a moje białe krechy znikają w najmodniejszym w tym sezonie maskowaniu typu "multicam". U niektórych osób udaje mi sie dostrzec pierwsze objawy stanu przedzawałowego, rozpoczyna się akcja "w poszukiwaniu św. Graala aka Biały Ekran", w tzw. międzyczasie odbywa się test mikrofonów, o dziwo WSZYSTKIE SPRAWNE!? (te bezprzewodowe też). Tuż przed 19:00 pojawia się "produkt ekranopodobny", Agnieszka targa drabiny, Paweł Wojciechowicz dwoi sie i troi (vide foty) i dzięki typowej, polskiej zdolności improwizacji, impreza rozpoczyna się z 15-to minutowym opóźnieniem (w krajach "cywilizacji zachodu" prawdopodobnie właśnie ogłaszanoby odwołanie prezentacji).


Niestety, ekran okazuje się odrobine za mały na full HD, co wymusza odtwarzanie "w okienkach", za pomocą różnych odtwarzaczy multimedialnych i powoduje kilka komplikacji, niezrażeni, dalej walczymy z oporną materią rzeczywistości (okazuje się, że po cichu padły dwa, sprawdzone wcześniej, mikrofony bezprzewodowe), jest naprawdę fajna i pełna zrozumienia atmosfera, klub pełen ludzi (chociaż tadycyjnie ciężko o pytania z sali), i pomimo kłopotów technicznych, porównywalnych z wyłączeniem pola siłowego wokół Gwiazdy Śmierci, samą imprezę można uznać za naprawdę udaną. Jeszcze tradycyjne piwko, wieczorne polaków rozmowy, nocleg w genialnym hostelu "Mleczarnia" i można wracać (oczywiście dzięki niezmierzonej łaskawości naszego kochanego PKP).
Z czystym sumieniem polecam "Komiksofon" jako jedną z ciekawszych "małych inicjatyw komiksowych" i w myśl zasady, że "co cię nie zabije, to cię wzmocni" mam nadzieję, że inicjatywa będzie kontynuowana. Warto.
