środa, 15 maja 2024

Komiks w przestrzeni galeryjnej (cz. 3)

W nawiązaniu do posta, zaległy materiał z wystawy Druilleta w Angouleme 2023 (tak, na żywo oryginały robią jeszcze większe wrażenie) :
Drugim elementem wystawy była obłędna prezentacja multimedialna, zrealizowana w przestrzeni kościelnej kaplicy w innej części miasta, co wymuszało dosłownie piesze pielgrzmyki odwiedzających festiwal. Całość uzupełniał rewelacyjnie wydany katalog, z reprodukcjami oryginałów.

niedziela, 12 maja 2024

Każdemu inny Raj

Urodzony w 1832 roku Gustave Dore (Paul Gustave Louis Christophe Doré) rozpoczął swoją karierę w wieku 15 lat, początkowo jako prasowy karykaturzysta i ilustrator, później jako najbardziej "topowy" ilustrator dzieł m.in. Poego, Cervantesa, Dantego i Miltona. Pierwsze projekty do "Boskiej komedii" powstały w latach pięćdziesiątych, jednak na efekt końcowy trzeba było poczekać aż do 1866 roku, kiedy to londyńskie wydawnictwo London, Cassell, Petter, and Galpin opublikowało część pierwszą ("The Vision of Hell") utworu Dantego Alighieri z ilustracjami Dore. Rok później wydawnictwo Hachette and Co. publikuje w jednym tomie kolejne części ("Il Purgatorio" i "Il Paradiso").
W 1999 roku włoska galeria Nuages z Milanu, zleca wykonanie ilustracji w hołdzie twórczości Dore trzem twórcom. Tom pierwszy ("L’Inferno") realizuje Lorenzo Mattotti.
Tom drugi ("Il Purgatorio") Milton Glaser.
Tom trzeci ("Il Paradiso") Moebius.
Nie da się ukryć, że o ile Mattotti i Glaser zrealizowali projekty po swojemu, to Moebius podszedł do tematu wręcz na kolanach (co jest o tyle zaskakujące, że zazwyczaj poddawał wyjściowe inspiracje mocnym modyfikacjom). Być może Moeb stwierdził, że pierwowzór jest zbyt dobry, żeby cokowiek przy nim grzebać?
Wróćmy jednak do Dore, symultanicznie do utworu Dantego, w 1866 roku wydawnictwo Cassell and Co. publikuje "Paradise Lost" Johna Miltona z 50 ilustracjami Gustave Dore.
Prawie dwa wieki później (tutaj mam zagwozdkę, bo jedne źródła podają, że w 2012, a inne, że w 2015) hiszpański twórca z Alicante, Pablo Auladell, brawurowo realizuje komiksową wersję "Raju utraconego" Miltona (jeśli patrząc na poniższe plansze macie skojarzenia z "okresem błękitnym" i "okresem różowym" Pabla Picasso, to słusznie wam się kojarzy ;) ).
Gustave Dore zmarł w wieku 51 lat (w 1883 roku), pozostawiając po sobie blisko 10 000 ilustracji, za życia osiągnął niewątpliwy sukces komercyjny, a przy okazji był jednym z prekursorów, tworzących podwaliny pod współczeny komiks (w Polsce doczekaliśmy się publikacji tylko jego "Dziejów świętej Rusi", w kolejce czekają "Les Travaux d'Hercule", "Trois artistes incompris et mécontents" i "Les Dés-agréments d'un voyage d'agrément"). Jednocześnie był twórcą niespełnionym, mimo usilnych starań z jego strony, nigdy nie przebił się jako "artysta", na salonach był postrzegany jako "rzemieślnik" i "jedynie ilustrator" (nie posiadał formalnego wykształcenia plastycznego, jego malarstwo i rzeźby nigdy nie zostały wyróźnone w ówczesnych "kręgach sztuki wysokiej"). Lorenzo Mattotti nadal żyje i tworzy i wciąż czeka na pierwszą publikację w naszym pięknym kraju (wokół tematu od lat krąży kilku rodzimych wydawców, ale na chwilą obecną, nadal bez efektu). Milton Glaser zmarł w 2020, w historii sztuki zapisał się głównie jako twórca plakatów i znaków garficznych (logotyp ”I Love NY” z tym czerwonym sercem, to właśnie jego projekt). Moebius (Jean Henri Gaston Giraud) w odróżnieniu od Dore zmarł (w 2012) jako twórca spełniony. Pablo Auladell (rocznik 1972) żyje już o rok dłużej niż Dore i wydaje się, że jest w szczytowym okresie swojej kariery. Na chwilę obecną, wciąż nie doczekał się publikacji w Polsce.

wtorek, 9 kwietnia 2024

Przypadek szczególny

 Ilustracja nie jest komiksem (chociaż czasami komiks była wykorzystywany jako ilustracja). Pojedyncza grafika nie tworzy ciągu narracyjnego/sekwencji, jej zadaniem jest uzupełnić tekst, zwizualizować dla czytelnika wybrany fragment tekstu, dopowiedzieć a nie opowiedzieć historię.

O ile wielu twórców komiksów bez problemu odnajduje się w ilustracji (wiadomo, to w końcu dla nich tylko jeden kadr), o tyle ilustratorzy, nawet ci najwybitniejsi, niekoniecznie odnajdują się w komiksie.

Kilka lat temu snułem tego typu rozważania wobec Szymona Kobylińskiego, który, będąc genialnym i bardzo elastycznym  rysownikiem, w zderzeniu z komiksem popadał w specyficznym schemat uproszczenia, redukował kreskę, nie zawracał sobie głowy kompozycją planszy etc. W efekcie większość jego komiksów ma się nijak to tego co prezentował jako grafik i ilustrator i gdyby rozważać jego wpływ na rodzime komiksy, to pod uwagę wypadałby brać jedynie ten, ilustracyjny element jego twórczości.

Pozornie podobny problem dotyczy jednego z najbardziej wpływowych i dosyć powszechnie rozpoznawalnych ilustratorów zza oceanu.



Urodzony w 1914 roku Virgil Finlay jest uznawany za jednego z najważniejszych twórców amerykańskiej złotej ery pulpowych magazynów SF-F. W ciągu 35 lat swojej aktywności zawodowej wykonał ponad 2600 okładek i ilustracji m.in. do takich magazynów jak "Amazing Stories", "Weird Tales, "The American Weekly" czy "Science Fantasy Correspondent". 



Podczas wojny służył na Pacyfiku, oczywiście w strukturach "propagandowych", tworząc ilustracje i plakaty o tematyce batalistyczno-patriotycznej. A po jej zakończeniu powrócił na łamy swoich ulubionych magazynów, by pod koniec lat pięćdziesiątych zmienić odrobinę profil swojej twórczości i podjąć współpracę w magazynach zajmujących się astrologią.



W 1953 roku zdobył nagrodę Hugo na jej pierwszym rozdaniu w ramach Worlconu. W 1996 przyznano mu pośmiertnie Retro Hugo dla najlepszego artysty lat czterdziestych.



O ile jako ilustrator był powszechnie znany i doceniany, o tyle jego twórczość stricte komiksowa raczej nie przebiła się do szerszej publiczności. 



Od 1946 roku współpracował na polu komiksowym z wydawnictwem DC (w ramach imprintu Real Fact Comics) i chociaż ówczesny format tych publikacji był mocno ograniczony i pulpowy, to udało mu się przemycić na planszach  sporo swojego drobiazgowego stylu i precyzyjnej kreski. Czuł komiks, ale ograniczenia ze strony wydawnictwa nie pozwoliły mu nigdy rozwinąć szerzej skrzydeł w tym gatunku.



Finlay zmarł w 1971 roku, po dwóch latach walki z nowotworem, a jego twórczość byłaby dzisiaj jedynie fascynującą retro-ciekawostką, gdyby nie... no właśnie. Gdyby nie fakt, że jego dokonania na polu ilustracji wpadły w oko kilku europejskim twórcom komiksów, którzy właśnie wtedy rozkręcali tzw. francuską nową falę komiksu.



Jeśli zastanawiacie się, skąd Moebius brał inspiracje do "Arzaka" i "Garażu Hermetycznego", jeśli intryguje was, co spowodowało, że Caza odszedł od pop-artowskiej konwencji swoich pierwszych komiksów i skupił się na wycyzelowanych krótkich formach i kto wpłynął na wczesne prace Manary i Schuitena, to wystarczy szybki rzut oka na kilka ilustracji Finleya i wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce.



Virgil Finlay nigdy nie przebił się szerzej ze swoimi komiksami, ale jego ilustracje stały się mocnym fundamentem dla całej rzeszy czołowych europejskich komiksowych klasyków. 


Kilka krótkich form komiksowych Finleya, publikowanych na łamach DC Real Fact Comics:

Komiks w przestrzeni galeryjnej (cz. 3)

W nawiązaniu do posta , zaległy materiał z wystawy Druilleta w Angouleme 2023 (tak, na żywo oryginały robią jeszcze większe wrażenie) : ...