
Istnieje podobno coś takiego jak „casus Otta”, czyli świetny twórca, który ze względu na presję czytelników grzęźnie w wypracowanym stylu.
Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo przecież to co robi Ott jest bliskie doskonałości, a z drugiej strony twórcy, którzy zdecydowali się na odejście od swojej dotychczasowej techniki rysunku, bardzo często cofają się w rozwoju, lub po prostu tracą swoich dotychczasowych odbiorców (nie zawsze znajdując innych).
Nie jest to oczywiście żadną regułą, niemniej kiedy patrzę np. na cykl „Le Monde D’Arkadi” Cazy i porównuję go z jego wcześniejszymi pracami , albo kiedy zestawiam „Arq” Andreasa z jego flagowym „Rorkiem”, „Cromwellem Stonem” czy „Revelations posthumes” to jakoś tak smutno mi się robi.
Jasne, że równie wielu twórców wychodzi z takiej zmiany obronną ręką, bo przecież chociażby Girard jako Moebius, Rosiński, Gimenez czy nawet Gawronkiewicz, drastycznie ale z powodzeniem zmienili swój styl, chociaż wydawało się, że to co robią jest tak perfekcyjne, że pójście w innym kierunku może zakończyć się jedynie porażką.
Właściwie to miałem pisać dzisiaj o czymś innym, ale po prostu tak mnie naszło, bo od jakiegoś czasu uważnie przyglądam się innemu „specjaliście od wydrapywania”.
Frank Meynet, znany szerzej jako Hippolyte , to francuski twórca, który zaistniał jako autor albumów „Monsieur Paul” i „Dracula” wykonanych właśnie za pomocą scratchboardu, wzbogacając jednak tę pracochłonną technikę o kolor.
Niesamowite dla mnie jest to, że Hippolyte, zamiast eksplorować dalej ten styl, rzuca się na kompletnie inne techniki, eksperymentuje z „rysunkiem natychmiastowym” (nie ukrywając swojej fascynacji Nicolasem De Crecy i twórczością Gipiego), ołówek, akwarela i gwasz okazują się narzędziami, którymi posługuje się równie sprawnie jak wydrapywaniem tuszu i komputerowym nakładaniem koloru, świetnie radzi sobie również z pastelami i akrylem.
I patrząc na jego prace zastanawiam się jak bardzo różnymi drogami poruszają się twórcy komiksów, i że jeden, charakterystyczny styl dla wielu z nich pozostaje wyznacznikiem całej twórczości, dla innych uciążliwym kamieniem u nogi, dla jeszcze innych zmiana stylu to prawie samobójstwo, a są tacy, dla których właśnie ciągła zmienność stylu i technik wydaje się być „cechą charakterystyczną” .
To Turu wróć do "Exita" i tam jest wywiad z Ottem, w którym on o swoim stylu właśnie mówi i trochę o tym "cofaniu się" o ile dobrze pamiętam. Niestety nie mam teraz przy sobie egzemplarza żeby zweryfikować.
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że ten tekst właśnie nawiązuje też do "Exita", więc po co wracać?
OdpowiedzUsuńnawiazuje, nawiazuje, ale ja naprawde nie wiem co jest dobre a co zle, bo np. Toppi od bardzo wielu lat rysuje wlasciwie tak samo i nie ma wiekszego sensu zeby cokolwiek zmienial.
OdpowiedzUsuń"regres" to troche za mocne slowo, a bardziej adekwatne "stagnacja" i "stabilizacja", chociaz znacza troche co innego, to sa niebezpiecznie blisko siebie.
Świetny blog!
OdpowiedzUsuń___________
Low Price